Żeby nie zostać gołosłownym, kontynuuję cykl #vintagehaul, w którym przedstawiam Wam moje lumpeksowe łupy. Do tej pory pojawiały się tu wełniane (klik) i kaszmirowe swetry (klik) ..i nie ukrywam, że wyszukiwanie swetrów w takich sklepach sprawia mi największą frajdę lecz tym razem natrafiłam na sukienkę w kwiatki. Wracając na chwilę do tematu swetrów, właśnie przypomniałam sobie, jak ostatnim razem w trzydziestostopniowym upale uparłam się na przymierzenie wyłowionego (idealnego) czerwonego swetra. Oczywiście, wcisnęłam się w niego, jednak to nie była najprzyjemniejsza rzecz jaką robiłam w ostatnim czasie. Od razu poczułam jego wełniany skład ;) Lato to świetna okazja na poszukiwania swetrów. Przynajmniej nikt Wam go nie zabierze sprzed nosa, jak to bywa zimową porą, w którym to widać walkę gołym okiem ;)
Ale dość o swetrach, na nie przyjdzie jeszcze czas. Dzisiejszy wybór to moja ulubiona sukienka tego lata. Drobne kwiatki, falbanka, krótki rękaw, brzmi idealnie. Na pierwszy rzut oka wzór przypominał mi o wszystkich spódniczkach i bluzkach "vintage" moich ciotek. Fakt, nie są to "nowoczesne" wzory, nie mniej jednak, wtapiają się w mój sielski klimat... chociaż po materiałowych gumkach (z poprzedniego postu, klik), sukienkach w łączki, mógłby mnie ktoś nazwać ciotką klotką, to szybko wzbraniam się od tego określenia; wystarczy jedna "ubraniowa" zasada - wybierzmy tylko jeden element retro, no, maksymalnie dwa (czy będzie to sukienka w łączki, gumka do włosów, sweter czy wiklinowy koszyk). Umiar sprawdzi się zawsze i wszędzie.